Św. Grzegorz Wielki – Dialogi , księga druga
Rozdział XI
1. Kiedy indziej znowu bracia nadbudowywali mur wznosząc go stosownie do potrzeby nieco wyżej, a mąż Boży, zamknięty w swojej celi, pogrążony był w modlitwie.
Ukazał mu się wtedy wróg odwieczny i szyderczo oświadczył, że ma zamiar odwiedzić pracujących braci. Mąż Boży posłał im więc czym prędzej wiadomość: „Bracia, uważajcie dobrze, bo właśnie zły duch do was idzie”. Zaledwie wysłannik zdążył te słowa powtórzyć, a już zły duch zawalił ów mur, który wznoszono, miażdżąc pod gruzami młodziutkiego mnicha, syna pewnego urzędnika. Wszyscy bardzo zasmuceni i pełni żalu nie dlatego, że ich trud poszedł na marne, lecz że brat zginął, pobiegli pośpiesznie i z wielkim płaczem zawiadomili o tym czcigodnego Ojca Benedykta.
2. Wówczas on polecił przynieść do siebie zmiażdżonego chłopca. Nieść go musieli na rozpostartym płaszczu, bo kamienie zawalonego muru nie tylko poraniły mu członki, lecz i połamały kości. Mąż Boży kazał położyć go w swojej celi, na plecionej z sitowia macie, na której zawsze się modlił, po czym odprawiwszy braci zamknął drzwi i zaczął modlić się jeszcze usilniej niż zazwyczaj. Rzecz przedziwna! Nie minęła nawet godzina, a chłopca zdrowego i w pełni sił jak przedtem posłał ponownie do tejże samej pracy. I tak razem z braćmi skończył budować mur ten mnich młody, którego wróg odwieczny postanowił zabić na złość Benedyktowi.
3. W owym czasie mąż Boży został obdarzony duchem proroczym, zaczął przepowiadać przyszłość i mówić znajdującym się przy nim ludziom o zachodzących daleko wydarzeniach.
Tłum. Anna Świderkówna